Historia Lubelskiego oddziału Akcji Katolickiej, a także Lubelska Akcja Katolicka dziś widziana oczyma Stanisława Weremczuka


Widziane z Lublina

 

10 czerwca 1995 roku miałem szczęście uczestniczyć z moim ks. proboszczem w uroczystości inauguracji Instytutu Akcji Katolickiej Archidiecezji Lubelskiej, przygotowanej w Wyższym Seminarium Duchownym. Byliśmy wszyscy bardzo przejęci. Gospodarz, abp Bolesław Pylak, który wyprzedzał nieco inne diecezje w erygowaniu Akcji, w przemówieniu powitalnym mówił, że Akcja znaczy aktywność, wyrasta z natury Kościoła i jest dostosowaniem do jego dynamicznej natury, że istnieje potrzeba elity, to jest jednostek nadających ton całości, że Akcja może stać się czynnikiem integrującym naród. Przypominam to wydarzenie dlatego, że jedynym odniesieniem była wówczas przedwojenna Akcja Katolicka, a podstawową odpowiedzią, jaka wówczas padła, szczere - „Nie bardzo wiemy, jak to wszystko zrobić.”

Minęła dekada od tamtego czasu, czyli więcej niż cała historia przedwojennej Akcji Katolickiej. Po pierwszym okresie entuzjazmu i szybkiego rozrastania się przyszedł czas na pracę od podstaw czyli formację i systematyczne działanie. Dziś lubelska Akcja Katolicka nie jest może na miarę marzeń założycieli i oczekiwań entuzjastów, ale jest Akcją solidną, utrwaloną, na której można budować. Tworzy ją ponad 600 członków, działających w 72 oddziałach, z czego 50 procent zaliczanych jest do bardzo aktywnych. Niewiele w niej młodzieży, ale nie jest też stowarzyszeniem emerytów; podstawę stanowią członkowie w średnim wieku, aktywni zawodowo. Miała swój archidiecezjalny kongres w 2002 roku, corocznie organizuje w czerwcu konferencje na aktualne tematy, gromadząc większość członków. Każdego roku prowadzi letnie kolonie, z programem rekreacyjno wychowawczym dla kilkuset dzieci, w ośmiu atrakcyjnych ośrodkach w kraju.

Prowadzimy 9 świetlic opiekuńczo-wychowawczych, biblioteki i czytelnie parafialne. Organizujemy przeglądy kolęd, pieśni maryjnych, wielkopostnych, parafiady, a nawet kluby sportowe. Wspólnie odbywamy pielgrzymki. Lubelska AK wydaje miesięcznik pt. „Wiara i Życie”, rozprowadzany do wszystkich członków, ma swoją stronę internetową, redaguje lub współredaguje gazety parafialne. Niesie również pomoc najbiedniejszym i bezrobotnym. Oczywiście, nie są to wszystkie prace, a wśród niewymienionych znajdują się te najważniejsze – prace formacyjne i te, które nie da się ująć w żadne schematy ani sprawozdania – bycie świadkiem Chrystusa w swoim środowisku życia i pracy. Można więc powiedzieć, że ta dekada została wykorzystana dobrze, a perspektywy obiecujące. Zarząd Instytutu stawia nie tyle na szeroki rozwój, co dalszą efektywność działania.

Mimo świadomości ogromu włożonej pracy, mimo niewątpliwych osiągnięć, odczuwam jednak wyraźny niepokój, co do przyszłości naszego stowarzyszenia w Kościele i społeczeństwie. Doskonale pamiętam I Krajowy Kongres Akcji Katolickiej w Poznaniu, w listopadzie 2001 roku. Wówczas to, po raz pierwszy, wyszliśmy na zewnątrz ze sztandarami i transparentami, mówiąc wyraźnie światu, że Chrystus jest naszym Królem, że idziemy przemieniać wszystko w Chrystusie i zapraszamy do tego dzieła wszystkich. Na obradach zdumiewało mnie bogactwo indywidualności i jedność myśli. Inauguracja i właśnie ten kongres były dla mnie ogromnym, inspirującym przeżyciami; niosły wielką ideę.

Gdzieś po drodze rozmieniliśmy się na drobne. Oddziały nie stały się awangardą Kościoła, ale jedną z wielu grup parafialnych, i tak są postrzegane. W skali kraju, na zewnątrz Kościoła, Akcja Katolicka nie jest dostrzegana w ogóle, co oznacza, że nie ma wpływu na tok zdarzeń. Nie ma co się dziwić, że ktoś zaliczył koła Radia Maryja do Akcji Katolickiej - są wyraziste, mobilne, i po części robią to, co powinna m. in. robić Akcja - bronią wiary i Kościoła. Pamiętamy wszyscy, jak podczas formowania rządu premiera Marcinkiewicza przez prasę przetoczyła się wrzawa, że teki ministrów obejmują członkowie Opus Dei. Akcji Katolickie nikt o to nie podejrzewał, nikt się jej nie boi. Dlaczego? Być może m. in. dlatego, że Akcja nie wytworzyła narzędzi szerszego oddziaływania. Preferuje myślenie wąskoteologiczne, nie zwraca większej uwagi na tych, którzy mają, lub mogą mieć szersze wpływy opiniotwórcze. Twórcy, intelektualiści, publicyści, samorządowcy, przedsiębiorcy, politycy są w Akcji zupełnym wyjątkiem, marginesem zainteresowania. Bojaźliwa Akcja nie będzie w stanie zrealizować swoich celów statutowych w Kościele i świecie. Ponadto, hermetyczny język teologiczny, jakim Akcja posługuje się w formacji, ogólnikowy i wieloznaczny, nie sprzyja przełożeniom na konkretne działanie w świecie przeliczanym na pieniądze, podlegającym codziennym naciskom grup interesów i mediów.

Po 10. latach mamy więc w naszych szeregach dużo nauczycieli, ale nie mamy szkół katolickich, prowadzonych przez Akcję, wychowujących dla przyszłości. Mamy swój udział w wielu gazetach parafialnych, ale nie mamy pisma, tygodnika czy chociażby miesięcznika o zasięgu krajowym, dostępnego na rynku, a jednocześnie rozprowadzanego w przykościelnych punktach prasowych, jak Niedziela czy Gość Niedzielny, w którym moglibyśmy wypowiadać swoje zdanie. Listę można rozszerzać, nie o to jednak chodzi. Na drugie dziesięciolecie Akcja musi sobie określić bardziej wyraziste, rozpoznawalne pole działania i dostosować do tego narzędzia realizacji celów. Po 10. latach nie możemy powiedzieć, jak na początku: „Nie bardzo wiemy, jak to wszystko zrobić.”

Jak większość z nas, wiele zawdzięczam Akcji Katolickiej w rozwoju duchowym i dojrzewaniu w wierze. To wystarczy, by mówić o Akcji otwarcie, z zaangażowaniem i nadzieją.

Stanisław Weremczuk

Powrót do strony głównej